1. Nieumiejętnie mieszamy style
Wprawdzie kochamy styl skandynawski, ale ciągnie nas też do mebli kolonialnych, stylu art deco i jeszcze do baroku. I z powodu tych licznych miłości mieszamy style, w urządzaniu wnętrz brak nam konsekwencji, w zawiązku z czym zamiast elegancji — tworzymy wokół siebie zwyczajny kicz. Jeśli zdecydujemy się na styl industrialny — już na wstępie definitywnie musimy pogodzić się z faktem, że sekretarzyka w stylu chippendale do mieszkania nie wstawimy. Jeśli fascynują nas ciężkie kotary i mocno zdobione meble — nie dla nas klimaty Skandynawii. Pamiętajmy też, że ta zasada dotyczy całego mieszkania lub domu. Jeśli zatem podobają nam się kuchnie w stylu angielskich willi — musimy się konsekwentnie tym stylem kierować, urządzając całe mieszkanie.
2. Wszystko pod ścianę
Kto i gdzie napisał, że stolik telewizyjny musi stać pod ścianą, a fotele i kanapa 6 metrów dalej, pod ścianą przeciwległą? I między nimi pusta przestrzeń, w sam raz do tańczenia walca! O ile regał z książkami jest raczej na podpieranie ścian skazany, o tyle sofa, fotel, stolik kawowy, a nawet komoda — już nie. Z tymi telewizorami też zresztą nie przesadzajmy, bo 70 cali w 15-metrowym pokoju to naprawdę pomyłka…
Choć znam i takie koszmarki, że duży pokój dzienny gospodyni podzieliła segmentami meblościanki. I za nią, w tej mniejszej części urządziła zwyczajną graciarnię…!
3. Bezgraniczna miłość do beży
Bezgraniczna, ale i nieodwzajemniona, nadmiar beżu czyni bowiem każde wnętrze nudnym, mdłym, monotonnym i nijakim. Zamiłowanie do beżu jest też dla mnie osobiście oznaką jakiegoś wyszukanego daltonizmu lub wręcz skrzywienia osobowości. No bo jak, przy zdrowych zmysłach, można wybrać beżowe fronty do kuchennych szafek, piaskowe blaty, a do tego kafelki na ścianę i podłogę w — tak, zgadliście — delikatnym odcieniu piaskowca, złamanego kremowymi żyłkami…?! Do tego zazdrostki ecru na okna i można poczuć, że się weszło do wnętrza pieczarki! Śmiechu co niemiara, ale od-zobaczyć się tego, niestety, nie da…
4. W małym dworku
Co jakiś czas lubi odezwać się ta nasza sarmacka dusza. Dotyczy to głównie posiadaczy willi lub też tych malowniczych, niepodpiwniczonych altanek, szumnie zwanych domkami jednorodzinnymi. I tu znów pojawia się niekonsekwencja, bo o ile z zewnątrz nasza elewacja gotowa jest do zdjęć plenerowych do ekranizacji „Pana Tadeusza” lub „Nad Niemenem” — o tyle wnętrze bardziej przypomina pałac. A te gęsto udrapowane brokaty w charakterze zasłon okiennych. A te kryształowe żyrandole w co drugim pokoju. A ten fotel oryginalnie podrobiony biedermeier… I do tego, a jakże, kuchnia prosto z Ikei i dywany wykonane z najwyższej jakości włókna poliestrowego, po których chodzenie gołą stopą może i jest przyjemne, ale że kurzu, paprochów oraz co mniejszych elementów biżuterii w nim co nie miara — to pewne!
Rada? Nie oglądajmy się na przeszłość, idźmy do przodu. Tym bardziej, że „Pana Tadeusza” i „Nad Niemenem” już i tak dawno sfilmowali.
5. Kuchnia z katalogu
A pewnie. Najlepiej z takiego, co go w swoje ręce nigdy nie dostanie szwagierka, teściowa czy sąsiadka z dołu. Pamiętajmy jednak, że fotografie do folderów reklamowych powstają w tzw. pomieszczeniach ekspozycyjnych, budowanych często wyłącznie na potrzeby konkretnego klienta lub wręcz w dziale promocji danego producenta. Dużą rolę odgrywa też światło i… efekty specjalne, którymi wprawne oko i ręka fotografa, przy dobrym oprogramowaniu, mogą stworzyć bajeczny salon ze zwykłej rudery. Bardzo często w katalogach oglądamy także niezwykle realistyczne wizualizacje, gdzie każdy element powstał jedynie na ekranie komputera. Poza tym bywa też tak, że pomieszczenie na fotografii prezentuje się nadzwyczajnie — ale przeniesione do naszego M jest kompletnie niefunkcjonalne, nie sprawdza się i utrudnia życie. Dlatego foldery i katalogi traktujmy jak źródło inspiracji, ale nie kopiujmy całych wnętrz, z zielonym wazonikiem na stoliku włącznie.
6. Jaskrawe kolory
Polakami w urządzaniu mieszkań najwyraźniej targają jakieś sprzeczne, ekstremalne emocje. Z jednej strony zamiłowanie do skandynawskiej bieli i beży — z drugiej strony odzywa się w nas co jakiś czas czyste szaleństwo, które jak w otchłań ciągnie nas do jaskrawych, bijących po oczach kolorów. I bynajmniej nie mam tu na myśli mocnych detali czy akcentów. Nie. Już mamy piękne ziarno sezamu na ścianie, podłogę w kolorze gorzkiej czekolady i takież blaty i ciach! Na fronty szafek dajemy soczystą zieleń…! Jakby pomiędzy tym sezamem i czekoladą nic nie istniało. Choćby czekolada biała albo nawet ten nieszczęsny beż…! Tak jak monotonia jasnych, nijakich kolorów jest nudna — tak ich jaskrawość szybko irytuje i męczy. Nie wspominając o tym, że jeszcze szybciej wychodzi z mody…
7. Obrazy pod sufitem
Ilekroć widzę obraz powieszony 10 cm poniżej sufitu, mam ochotę zapytać właściciela sufitu i obrazu, czy powinnam go odwiedzać z jakimś zaprzyjaźnionym siatkarzem lub koszykarzem. Nikt bowiem, przy przeciętnym wzroście 170-180, szczegółów, które malarz pieczołowicie na obrazie umieścił — bez drabiny, schodków, taboretu, krzesła lub sterty książek nie pozna. Dodatkowo, tak powieszony obraz mocno zaburza proporcje i wprowadza niepotrzebny, a drażniący element chaosu w całym pomieszczeniu. Zasada jest taka, że obraz powinien wisieć mniej więcej na wysokości oczu dorosłego człowieka. Spragnionym konkretnych wartości śpieszę doradzić, by odmierzyli 1,5 metra od środka obrazu do podłogi i na tej wysokości swoje arcydzieła malarstwa wieszali.
mmb
Komentarze (0)
Dodaj komentarz Odśwież
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez